Oczy chłopca były błękitne.
A śmierć podobna do wielu innych śmierci wyróżnionych plakietką ,,zadane z wielkim okrucieństwem". Te nieliczne śmierci, których ofiary widziała. Nawiedzały ją kilka razy dziennie, pomijając dni zamachów.
Jednak chłopiec nie był przeznaczony światu umarłych, jeszcze nie. Na Jego bladej, zbyt bladej twarzy jaśniał uśmiech.
A potem mężczyzna przygniótł głowę chłopca nieskazitelnym, fioletowym butem. Krew z nosa nastolatka pobrudziła zarówno obuwie jak i podłogę. Wzdrygnęła się, gdy mężczyzna podniósł go za włosy tak gwałtownie, że kilka pasm pozostało mu w dłoni. Uderzył go pięścią. W twarz, w brzuch, w żebra. Chłopiec splunął na niego krwią, więc znów rzucił go na podłogę, wytarł surdut bielutką chusteczką. Powrócił do używania łomu, chyba ze względu na własną czystość. W końcu wyjął z kieszeni pięknej roboty sztylet, szarpnął chłopca za nadgarstek i delikatnie przejechał ostrzem po przedramieniu. Zaczął zagłębiać się w tkanki, napotkał kość, przedarł się przez ciało.
Chłopiec nie miał siły na jakikolwiek czyn poza niemym wołaniem o pomoc. Jedyną rzeczą w jego życiu był ból. I tylko przez ułamek sekundy zobaczył jego najczystsze uosobienie, które cicho go obserwowało.
***
- Znalazłeś jakieś informacje? - Jason wziął łyk piwa, które wydało mu się nader słabe i lurowate jak wszystko w tej knajpie. Bar był niemalowany przez przynajmniej 30 lat, ściany prosiły o natychmiastowe czyszczenie i nawet zapach tytoniu roznosił się jakiś niewyraźny.
- Zależy o jakie chodzi - informator zwany pieszczotliwie 'Chrissy' przejechał prawą dłonią po włosach. Jason pokazał mu plik banktnotów, na co od razu stał się bardziej rozmowny:
- Margaret Cain. Jej aktualne życie to nic ciekawego. Studiuje fizykę kwantową, przeniosła się z wydziału atomowej na Uniwersytecie Jump City. Przyjaźni się z Delanovą Juniorem, wiesz, z tych od sieci banków. Mieszka z jakąś dziewczyną. Oprócz tego żadnych znajomych, żadnych imprez, żadnych mężczyn... - chrząknął znacząco.
- Rodzina?
- No właśnie. O jej życiu przed studiami nie ma nic w żadnej bazie danych. Urodziła się na pewno poza Ameryką i Europą - skwitował to dwoma zdaniami, choć prościej by było - pojawiła się znikąd.
Wręczył mu zapłatę, a gdy informatyk zaczął przeliczać banknoty, wyjął pistolet i najspokojniej w świecie go zastrzelił. Banknoty upadły na podłogę razem z trupem. Informatorów się nie zabija, ale ten nie był już potrzebny. Spełnił swoją rolę.
Podstarzała kelnerka spojrzała na niego z całą bezbarwnością tego świata, po czym wróciła do przeglądania czasopism o modzie.
***
Przepraszam, ale nie mam siły wyjaśniać nieobecności /Caxi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz