No to... nie jestem zadowolona, ale tym postem oficjalnie otwieramy bloga! (Przecina czerwoną wstążkę itd.) /Caxi
***
Westchnęła, po czym ostatnim podciągnięciem ramion znalazła się na dachu Wieży Tytanów. Przez chwilę ciężko dyszała, dmuchnięciem starała się odgarnąć włosy z twarzy. Mogła je związać! Ta marna luka nie zniszczy jednak jej planu. O, nie, wszystko będzie perfekcyjnie. Rozejrzała się dookoła. Boisko do gry w siatkę, wyjście, kawałek balkonu, który mógłby uchodzić za romantyczny jak z Romea i Julii. Parsknęła na to porównanie. Trochę roślin w doniczkach, chyba od dawna niepodlewanych. A wszystko skąpane w mroku, boskiej ciemności. Przez chwilę myślała, gdzie stanie ofiara, a gdzie ona, jako jej oprawczyni ma się ukryć. W końcu wtopiła się w ciemność, zniknęła gdzieś. Nawet księżyc, otoczony mrocznymi chmurami, jej nie ujrzał.
***
Starfire nie mogła spać. Miała wrażenie, że na jej płuca naciska kamień ważący minimum tonę. Przewracała się z boku na bok, aż w końcu wstała i otworzyła okno, co na dłuższą metę nic nie pomogło. Wyleciała na korytarz, zmierzając wprost do pokoju lidera. Stanęła przed drzwiami i chwilę się zawahała, ale w końcu je uchyliła. Robina nie było. Westchnęła, jej chłopak się zdecydowanie przepracowywał. Ze złudną nadzieją poszła na balkon - może on też nie mógł spać? Uderzyło ją chłodne i wyjątkowo lekkie jak na klimat morski powietrze - nie czuło się w nim choćby nuty wilgoci. Tamaranka wreszcie odetchnęła pełną piersią, podeszła na skraj balkonu. Nie miała w końcu lęku wysokości. Przez chwilę stała i obserwowała gwiazdy, marząc tylko o tym, że nagle zjawi się tu Dick. Zjawił się ktoś inny.
***
Ofiara ustawiła się idealnie bokiem. Dla niej zabijanie osób stojących tyłem było niegodne i niehonorowe. Wbrew pozorom miała swój honor.
Płynnie wyciągnęła sztylet z kieszeni, nie spuszczając wzroku z Tamaranki. Nie usłyszała jej. Gapiła się jak jakaś głupia, niepoprawna romantyczka w gwiazdy. Morderczyni prychnęła. Romantycy mocno ułatwiali robotę takim jak ona.
Wstała lekko, w gwałtownym tempie rzuciła się na Tamarankę. Gwiazdka nie miała czasu na choćby okrzyk. Złapała ją na bezdechu, sztylet ciął ciało niczym masło. Prosto w serce. Starfire upadła na podłogę, nie miała siły krzyczeć. Obserwowała otoczenie martwymi oczami. Tymczasem ona spokojnie wyjęła sztylet, wsadziła go do pokrowca, który przewiesiła przez ramię. Podczas, gdy jej ofiara miotała się w agonii, ona spokojnie zdjęła jedną z warstw rękawiczek, tę zakrwawioną i wsadziła ją razem ze sztyletem. A potem westchnęła i udała się w drogę powrotną. Nienawidziła się wspinać.
***
Około pierwszej zaczęło padać.
Robin znalazł jej ciało nad ranem. I miał siłę krzyczeć, walić rękami w podłogę. Ale nie mógł już nic zrobić. Starfire, jego słodka Starfire nie żyła. Już nigdy się nie uśmiechnie, nie zapytq o coś głupiego, nie będzie się o niego martwiła. Kory... Kochanie... Widział wszystko przez mgłę szaleństwa i wtedy, wtedy go zauważył. Leżał na barierce, długi, kobiecy, o żółtawozłotym kolorze. Włos. Lider wziął w palce materiał genetyczny mordercy, jedyny ślad, który tak po prostu... wyślizgnął mu się z rąk. Spadł z dachu, zniknął. A potem wszystko potoczyło się za szybko.
Tak, jest nareszcie nasze wspólne opowiadanie ruszyło! :3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę jak widać z resztą XD.
Co do prologu jest super! Caxi świetnie napisałaś, jak zawsze z resztą.
No to do jutra hehe :D
To twoim zdaniem jest złe?? To było super. A najlepsze jak zabito Star ( ta... Nienawidzę jej ).
OdpowiedzUsuńDlaczego musiało do tego dojść (pytanie retoryczne)? Też nie przepadam za Star, ale żeby tak od razu zabijać? Trochę to okrutne.
OdpowiedzUsuńSądzę, że pomysł napisania wspólnego bloga jest ciekawy, ale troszeczkę też się obawiam, że przez ten wspólny projekt zaniedbacie Wasze blogi. No nic. Trzymam kciuki żeby do tego nie doszło i życzę owocnej współpracy.:)
Świetny ten prolog. Taki dreszczyk się czuje... Tia.
OdpowiedzUsuńMam z Tobą do pogadania.
Świetny ten prolog. Taki dreszczyk się czuje... Tia.
OdpowiedzUsuńMam z Tobą do pogadania.