Obudziłam
się dokładnie o szóstej rano. Mimo, że
jest sobota wstałam i szybko naciągnęłam na siebie spodnie. Jest ciepły, majowy
poranek i zamierzam go w pełni wykorzystać. Omiatam wzrokiem mój zabałaganiony
pokój: sterty książek, stosy ubrań i kilka brudnych kubków. Cała ja. Mimo, że
mam już dziewiętnaście lat, nadal zachowuję się jak głupia nastolatka. Przekopuję
się przez stos brudnych swetrów i odnajduję mój ulubiony, luźny podkoszulek.
Związuje włosy w kitkę i idę do łazienki.
Staję przed lustrem sięgając po szczoteczkę do
zębów. Przyglądam się bladej, brązowookiej blondynce, trochę zbyt wysokiej żeby
można było uznać ją za kobiecą. Dziewczyna odpowiada mi gniewnym spojrzeniem.
Wywracam oczami starając się już na siebie nie patrzeć. Schodzę po drewnianych
schodach i zerkam niespokojnie w stronę kuchni. Wczoraj pokłóciłam się z mamą.
Ma do mnie pretensje o moje ciągłe nieobecności w domu, brak zaangażowania w
naukę i to, że nie pomagam jej w obowiązkach domowych. Owszem, zaniedbałam
ostatnio kilka spraw, ale to nie powód żeby tak się awanturować. Tym bardziej,
że ona też nie jest święta. Przedstawiła mi wczoraj swojego nowego
„narzeczonego”. Mimo, że od śmierci mojego ojca minęło już kilka lat, dalej
uważam, że przez wzgląd na niego nie powinna mieć nowego partnera. Wiem, jestem
samolubna i dziecinna ale nic na to nie
poradzę. I choćby John był najprzystojniejszym i najbogatszym facetem w całym
Jump City i tak bym go nie polubiła. A ten zdrajca, mój młodszy brat od razu
zapałał sympatią do nieznajomego.
- Mela, gdzie
idziesz? – spytał Adam siedzący przy drewnianym stole w kuchni.
Jadł płatki czekoladowe, ubrany w kolorową
piżamę. Jak na jedenastolatka jest całkiem wysoki. No cóż, to chyba u nas
rodzinne. Moja mama jest niska, ale mój kochany tata był bardzo wysoki. Na
wspomnienie o ojcu zapiekły mnie oczy.
Nigdy nie otrząsnę się po jego śmierci.
- Nie twoja
sprawa, kablu – burknęłam szukając prawego adidasa.
- Zaraz obudzę
mamę i wszystko jej powiem! – zagroził celując we mnie pustą już łyżką.
Otworzyłam frontowe drzwi i pokazałam mu
środkowy palec. No cóż, jakoś szczególnie miła to ja nigdy nie byłam.
***
Właściwie sama nie wiem co pociąga mnie tak w
przesiadywaniu na jednym ze starych osiedli.
Mieszkam na obrzeżach miasta w niewielkim domku, a do szarych bloków mam
około dwadzieścia minut truchtu. Uwielbiam siedzieć na starym murku, przyglądać
się kolorowemu graffiti na zniszczonej kamienicy i obserwować mieszkańców. Na
tym osiedlu mieszkała rodzina mojego ojca. Mój tato, nazywał się Sam Smith, jego
rodzice byli biednymi imigrantami z Irlandii. Wyprowadzili się z Dublina, mój
dziadek znalazł tutaj pracę jako piekarz. Z tego co opowiadał mi tata, potrafił
piec pyszne bułeczki, drożdżówki i pulchne bochenki chleba. Moja babcia była
krawcową, przyszywała guziki do ubrań całymi wieczorami. Tata miał dwie
siostry, które wróciły do Irlandii i brata mieszkającego gdzieś w Arizonie. Wszyscy
Smithowie byli wysokimi, szczupłymi blondynami z niebieskimi oczami. Właściwie
to też taka jestem, jedynie mam ciemne oczy, jak moja matka. Mój tata pracował
fizycznie, a poznał moją mamę jeszcze w szkole średniej. Ponoć była zachwycona
jego irlandzkim akcentem. Pobrali się mając zaledwie dwadzieścia lat.
Westchnęłam i usiadłam na „moim” murku.
Przyglądałam się starym okiennicom wyobrażając sobie dziadka piekącego pączki
na śniadanie, babcię krzątającą się po kuchni i jasnowłose rodzeństwo.
- Kim jesteś?
Dlaczego tu przesiadujesz? – spytała mnie niska, ubrana w fioletowy płaszcz
dziewczyna. Pojawiła się nagle przede mną.
- A co, to jakaś
zbrodnia? – mruknęłam siląc się na grzeczny ton głosu.
- Tak się
składa, że w tym budynku doszło do zbrodni. Więc jeśli masz coś z tym wspólnego
lepiej powiedz to teraz.
Zdziwiona wstałam i zmierzyłam nieznajomą
wzrokiem. Byłam od niej wyższa o głowę ale czułam przed nią respekt. Emanowała
powagą i pewnością siebie, mimo, że w wiosenny poranek ubrana była w długi
płaszcz. Spod kaptura wystawało kilka fioletowych kosmyków.
- Co się stało?
Dziewczyna westchnęła zniecierpliwiona.
- Nic o czy..
Nie zdążyła dokończyć zdania bo przerwał jej
głośny wybuch. Parter kamienicy zajął się ogniem. Dziewczyna przeklęła pod
nosem a ja, wiedziona jakąś dziwną siłą zaczęłam zbliżać się do płonącej,
szarej ściany. Widocznie nie ma w środku żadnych mieszkańców. Ogień, czerwony,
duszący ogień. Niepokonany żywioł.
- Co ty robisz?
Wracaj – nakazała mi dziewczyna – trzeba wezwać pomoc.
Pomoc. Wezwać. Ale po co? Dlaczego się nie
boję? Zaraz pod blokiem zgromadzi się tłum gapiów. Moje stopy same niosły mnie w kierunku
płomieni. Kiedy znalazłam się już na tyle blisko, że czułam na twarzy piekący
żar, przymknęłam oczy. Uśmiechnęłam się czując jak łaskoczą mnie policzki.
Ktoś stojący za mną wciągnął gwałtownie
powietrze. Zdziwiona odwróciłam się w stronę nieznajomej.
- Co ty
zrobiłaś? – spytała.
- Ja? Nic –
mruknęłam zdumiona.
Przeniosłam wzrok z powrotem na parter bloku.
Czy ja mam jakieś omamy? Tam, gdzie przed chwilą szalały płomienie znajdowały
się już czarne zgliszcza, jakby pożar został ugaszony dawno temu. Nic z tego
nie rozumiem. Złapałam się za głowę
próbując uspokoić myśli. Zawsze podejrzewałam, że coś jest ze mną nie tak, ale
żeby aż do tego stopnia?
- Kim ty jesteś
– usłyszałam zmęczony ton dziewczyny jakby w ogóle jej to nie interesowało.
Po chwili usłyszałam pisk opon i niedaleko
nas, pod starym dębem zaparkował piękny, niebieski samochód. Wysiadł z niego
wysoki chłopak, wyglądający jakby połowa jego ciała stanowiła maszyna a druga
połowa była ludzka. Przetarłam zdziwiona oczy. Jego towarzysz, również wysoki i
umięśniony miał ciemne włosy i był niezwykle przystojny. Obydwaj sprawiali
wrażenie zmęczonych i pokonanych. Podobnie jak dziewczyna przyglądali mi się
skupieni. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć więc wzruszyłam ramionami i
chciałam już odejść, kiedy ciemnowłosy spytał mnie:
- Dla kogo
pracujesz?
- Eee.. co? –
bąknęłam zdziwiona.
Wściekła dziewczyna zdjęła kaptur z głowy. Mimo
złości, była bardzo piękna: miała duże niebieskie oczy, bladą cerę i pełne
usta. Dlaczego mam się jej bać, przecież to zwykła nastolatka, prawda?
- Azara.. –
zaczęła ale drugi chłopak jej przerwał:
- Słuchaj,
Raven, może ona jest normalna. Skąd wiesz, że pracuje dla Slade’a albo jakiegoś
innego idioty?
Dziewczyna zacisnęła zdegustowana usta i
przyjrzała mi się znacząco. Uniosła pytająco brew.
- Jaka normalna
dziewczyna włada ogniem, co?
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Czy to jest
jakiś żart?
- Może to jakiś
zbieg okoliczności albo..
- Nie. To nie
może być przypadek – stwierdził ten przystojny i podszedł do mnie.
Cofnęłam się odruchowo zaciskając dłonie w
pięści.
- Spokojnie.
Tylko porozmawiamy – uśmiechnął się blado.
--------------------
Czuję się zaszczycona dodając pierwszy rozdział na naszym wspólnym blogu :D
Mam nadzieję, że zarówno dziewczynom jak i czytelnikom przypadnie do gustu :3
No to co, czekamy na następny rozdział!
Super. Melani włada ogniem? Tylko? Teraz moja kolej napisać coś :-D
OdpowiedzUsuń