Tea
Kiedy po raz kolejny skupiałam się na niezaśnięciu nad podręcznikiem do fizyki kwantowej, wyczułam w pokoju czyjąś obecność. W tych czasach nawet nie można się skupić na nauce! Odwróciłam się spokojnie i ujrzałam blondynkę po trzydziestce stojącą najspokojniej w świecie przed moim regałem z książkami. Wydawała się całkowicie zajęta śledzeniem tytułów i w ogóle nie zwracała na mnie uwagi.- Czego pani chce? - warknęłam wstając i mimowolnie poprawiając konwalie w wazonie.
- Przysługi.
Odwróciła się w moim kierunku i zaniemówiłam. Wyglądała identycznie jak moja współlokatorka Julia... dwadzieścia lat później. Jej matka, siostra? Na pewno nie przypadek.
- Kim pani jest? - wydusiłam z siebie zaniepokojona. Zaczęłam bawić się naszyjnikiem.
- Matka Julii - wykrzywiła usta w grymasie - i przyszłam prosić o przysługę w związku z moją wyrodną córeczką.
- Mam ją zagonić do nauki? A może przypilnować, żeby jadła pełnowartościowe śniadanka? Ona już nie jest dzieckiem...
- Nie o takie przysługi mi chodzi, Illarion.
Otworzyłam szerzej oczy.
- Och, to tylko jedno z Twoich licznych imion, Teo, Czarna Władczyni, Dobijająca rannych, Orędowniczko Cierpienia...
- Dosyć - zacisnęłam palce na naszyjniku - mów o co chodzi i wynoś się.
- Potrzebuję kogoś do pomocy mojej córce w przejściu na złą drogę. Pomyślałam, że skoro mieszka już pod jednym dachem z Boiginią Cierpienia, to grzechem byłoby tego nie wykorzystać - mówiła to z jakąś wredną pewnością siebie - ale nie miałabyś niczego co mogłoby zajmować dużo czasu. Jakieś kradzieże, rozbój raz na jakiś czas. Nawet nie będziesz musiała nikogo zabijać...
Ile ona do cholery wie?!
- ...i w studiach nie będzie przeszkadzać. Fizyka kwantowa to trudny kierunek.
Przez chwilę milczałyśmy.
- A co ja z tego będę miała? Zadowolenie, że przeciągnę kogoś na swoją stronę? A może pożywienie z czyjegoś bólu? Jest go wystarczająco dużo na świecie, bym mogła żyć.
- Liga Sprawiedliwości...
Prychnęłam, ale jej nie zraziłam.
-... i Garthinna nie dowiedzą się o Twojej obecności.
- To niemożliwe, że ona tu jest. Kłamiesz! Kłamiesz!!! - mój głos zwielokrotnił się echem. Cholera, tylko nie to. Po moim ciele stopniowo rozprzestrzeniały się srebrzyste blizny tworząc fantazyjne wzory. Oczy zaczęły lśnić milionami refleksów. Nagle w pokoju zapanował półmrok, zrobił się przeciąg, było czuć mocno konwaliami. Uniosłam się nad podłogę. Naszyjnik lśnił.
- Nie będę się hańbiła kradzieżą - syknęłam, a właściwie zrobiła to moja cholerna, gwiezdna połowa. Pod moją kontrolą - jeśli już mam tworzyć zło, to tylko wielkie.
- Na to przyjdzie pora - mruknęła, po czym rzuciła przed siebie pocisk dymotwórczy [od autorki: nie wiem jak to nazwać XD] i zniknęła.
Upadłam na ziemię i powróciłam do ludzkiej postaci. Do nocy leżałam na podłodze, a podręcznik został nieruszony na biurku.
~~~
Krótko, średnio jakościowo, ale na temat. Oczekujcie później na rozdział Susan.
/Caxi
(Wszelkie pytania co do bohaterów lub schrzanionej chronologii zadawajcie w komentarzach. Postaramy się odpowiadać)
Ale pięknie przedstawiłaś matkę Julii ( tak, masz rację, mówienie o sobie w trzeciej osobie jest dość dziwne). Zastanawiam się jak to się dalej potoczy, bo na razie nie mam pojęcia, jak to rozwinąć. Ale coś wpadnie mi do głowy 😉
OdpowiedzUsuńZa krótki ten rozdział... Bardzo mi się podoba, ma taki fajny klimacik i Tea jest świetnie ukazana. Chociaż...zrób tak, żeby była po tej dobrej stronie! ;)
OdpowiedzUsuńNo i pisz dłuższe rozdziały!