poniedziałek, 21 marca 2016

4. (Susan)

Cholera.
Cholera.
Cholera!
Spóźnię się!
Zegar na szafce wskazywał godzinę ósmą trzydzieśći, a ja dopiero wyszłam z łóżka. Ubrałam się w pierwsze lepsze rzeczy, jakie miałam pod ręką, wcisnęłam mundurek szkolny do torby i zbiegłam po schodach, trzaskając drzwiami.
- Dokąd się panna śpieszy? - pytanie jakim przywitał mnie ojciec chyba weszło mu w nawyk, bo słyszę je codziennie od czterech miesięcy.
- Do szkoły - powiedziałam, ale raczej zabrzmiało to jako "fo szkowy", z racji, że właśnie udało mi się ukraść jeszcze ciepłego tosta z talerza taty. A wiadomo co się robi z tostami.
- Jesteś spóźniona - oznajmił ze stoicką miną, nie zauważając braku swojego śniadania.
- Jakbym nie wiedziała.
Stanęłam przed lustrem i próbowałam doprowadzić włosy do porządku, robiąc mu tym samym na złość. Spóźnianie się na lekcje jest moją rutyną. Mimo wszysko to jego wina. Wie, że mam lekcje z samego rana, a i tak późno kończymy przez niego...
- Masz - podsunął mi pudełko różnokolorowych spinek. - Zrób coś z tą szopą. I załóż soczewki.
- Bawimy się w przykładnego ojca, hm? - Zignorował to. - To co, podrzucisz mnie?

Nie mógł odmówić.

***

- Suusan - piskliwy głos Kate rozległ się tuż przy moim uchu. Obdarzyłam ją znudzonym spojrzeniem i wróciłam do studiowania Moby'ego Dicka. Powinniśmy mieć to dopiero za dwa lata, lecz anglistka uznała, że jesteśmy na tyle mądrą klasą, by przerabiać go w tym roku. Bzdury. Połowie pewnie nie chciało się przeczytać nawet tytułu.
- Po szkole idziemy na zakupy, chcesz iść z nami? - zagadnęła.
- Nie. - zamknęłam książkę, pewnie ucinając jej tym nos. Potem do mnie dotarło, że nie zaznaczyłam niczym strony. Szlag.
- Oj, a ty znowu to samo - jęknęła dziewczyna, celowo przeciągając samogłoski. - Wszyscy mówią, że jesteś dziwna, Ciągne siedzisz na tym oknie...
- Wszyscy czyli kto? - przerwałam jej. Odgarnęła tlenione włosy z czoła, poprawiła usta wściekle czerwoną szminką i po całym zabiegu upiększającym dostałam dopiero odpowiedź:
- Cooper, Hank, Sarah, Ben... A no i Daniel z ósmej - Przytakiwałam, chociaż nie miałam zielonego pojęcia o kim mówi.
Na szczęście właśnie rozległ się upragniony dzwonek na trzecią lekcję. Zeskoczyłam na podłogę, zgarniając po drodze zeszyty i ruszyłam do klasy. No serio. Przecież nie muszę kumplować się ze wszystkimi z otoczenia.
- Czekaj! - wołała za mną. - A co z...?
- Powiesz mi później! - odkrzyknęłam. Odwróciłam się w jej stronę, więc teraz biegłam tyłem. - Wyślesz mi esa, czy coś.
Wróciłam do właśniwgo kierunku jazdy, jednak los chciał by przede mną wyrósł jak spod ziemi jakiś chłopak. Nim zdołałam wyhamować, mój nos zaliczył spotkanie z jego plecami i upadłam.
- Ugh, uważaj jak stoisz! - wypaliłam, nim zdążyłam się ugryźć w język.
- Że ja uważaj? To ty uważaj jak chodzisz!
Idiota. Zrobiłam obrażoną minę i spojrzałam  na niego. Następnie mnie zatkało. Siedziałam na podłodze z miną kompletnego debila, naokoło porozrzucane były moje zeszty, kilkoro uczniów przyglądało nam się z zaciekawieniem, ale nie mogłam oderwać od niego oczu. Uczucie Déjà vu było zbyt przytłaczające.
Potrząsnęłam głową, wstałam i pozbierałam rzeczy. Przestań być taka roztrzepana!
Czarnowłosy chłopak przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, aż w końcu zapytał:
- Nie spotkaliśmy się kiedyś?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, przyszedł nauczyciel i zagonił nas do klas.
Lecz teraz miałam pewność, iż widziałam go już. A uczucie przeszywających na wylot niebieskich, niczym tafla lodu, oczu towarzyszyło mi do końca zajęć.

***

Do domu wróciłam godzina trzecia pięćdziesiąt. Dzisiaj poszło niebywale szybko. Niezapalone światła świadczyły o nieobecności mojego taty. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przynajmniej tyle dobrego z tego dnia. Nie będzie się czepiał, że znowu dorabiam na boku.
Zrzuciłam z siebie czarny strój ubrudzony krwią i rzuciłam go do zlewu. Krew schodzi najlepiej w zimnej wodzie, do tego sól... To jedna z nielicznich rzeczy które rzeczywiście przydadzą mi się w życiu, a nie jakieś ułamki. Muszę to zrobić szybko, a jeśli będę mieć szczęście to wyschnie zanim tato wróci.
Niestety pojęcie "szczęście" najwidoczniej jest mi obce. Usłyszałam dźwięk chodzącego silnika w garażu. Cholera. Wrzuciłam ubranie do miednicy, zabrałam torebkę z solą i uciekłam na górę do swojego pokoju. W łazience podetknęłam miednicę pod mały strumień i poczekałam aż trochę się napełni. Wysypałam soli, tak na oko (czyli pewnie z kilogram) i wsunęłam wszystko pod łóżko. Kiedy ojciej wszedł do mojego pokoju, zastał mnie zawiniętą w kołdrę, modlącą się w myślach, by nie zauważył, że nie śpię.
Mówiłam już, że pojęcie szczęścia mnie nie dotyczy?
- Tak myślałem, że nie śpisz - powiedział.
Przekręciłam się na drugi bok, by móc widzieć jego twarz. Moja naburmuszona mina nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.
- Czego chcesz?
- Jest nowe zlecenie - wyciągnął z kieszeni kawałe papieru i pomachał nim przed moją twarzą.
- A co mi do tego?
- Chcę, żebyś się tym zajęła.
- Że co?! - aż usiadłam. - A-ale czemu ja? Przecież wyraźnie mówiłeś, żebym sobie dała z tym spokój na czas nauki...
Nerwowo bawiłam się rogiem poduszki, kiedy on przyglądał mi się z rozbawieniem. Rzeczywiście, bardzo śmieszne. Doskolane wiedział, że taka święta nie jestem. Sadysta pieprzony.
- To bierzesz tą robotę, czy też nie, Susan Wilson?
Moje prychnięcie było wystarczającą odpowiedzią. W powietrze zostało rzucone zdjęcie. Pochwyciłam je. Przedstawiało ono grupę nastolatków w kolorowych strojach. Wyglądali, jakby szykowali się do walki.
- Znam ich, to ci młodociani bohaterowie z Jump City, prawda? - Mężczyzna skinął głową.
Jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie.
Na drugiej stronie nakreślone było "wyeliminować".
Uśmiechnęłam się do siebie. Szykuje się niezła zabawa.




*~*~*
Świętujmy, gdyż Susan napisała rozdział.

5 komentarzy:

  1. Ten rozdział podoba mi się chyba najbardziej, że wszystkich, które dotychczas wrzuciłyście. Susan jest taka...naturalna, prawdziwa, uśmiechałam się czasem, czytając niektóre jej wypowiedzi, przypadki itd. Najbardziej jednak podobają mi się chyba jej relacje z ojcem - wreszcie to nie jakiś bierny lub okrutny rodzic, który a)nie wie nic o dziecku, b)opuszcza je, c)chce się go pozbyć itp, itd, etc...
    Tak! To jest największy plus! Oby tak dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... Czyli, że tak to ujmę, kilka osób chce się pozbyć Tytanów? Jednej już nie ma. Ciekawi mnie, czy macie już ogólny zarys fabuły, czy wolicie pisać spontanicznie. A może dogadujecie się jakoś dokładniej? Hm? :P
    Notki nie pojawiają się w zastraszającym tempie, ale jak dla mnie trzymają poziom :)
    Bardzo przyjemnie się czyta, na dodatek strasznie wciąga :D
    Nie każcie mi długo czekać na następne notki. Proszę :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz ja mam pisać rozdział, więc nie wiem jak to będzie 😜. Ale postaram się napisać jak najszybciej. Umawiamy się tak, że każdy streszcza rozdział przed innymi. Potem jak wszystko pasuje to piszemy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział :D Mi podobają się wszystkie postaci, choć trzeba przyznać, że w Susan jest coś szczególnego ;-) Ale naprawdę, całościowo jest ekstra ;-)
    Pozdrawiam i wesołych świąt :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie również urzekł ten rozdział, chyba najbardziej ze wszystkich dotychczas przeczytanych.
    W postaci Susan naprawdę jest coś niezwykłego, coś co w niewyjaśniony sposób przyciąga.
    Plan pozbycia się Tytanów genialny, a rozdziały naprawdę wychodzą Wam boskie.

    OdpowiedzUsuń