piątek, 8 kwietnia 2016

6. (Elizabeth)

- Nie mam zamiaru z wami rozmawiać - warknęłam i odwróciłam się. 
 Nieznajomi wydawali się być zdziwieni moją złośliwością, ale miałam ich gdzieś. Cały świat mi się wali, nie będę się przejmowała bandą przebierańców. Szłam szybko w kieurnku centrum miasta, ignorując narastające wyrzuty sumienia. Przecież to nie ich wina, że moja matka znalazła sobie nowego narzeczonego, mój brat to nieznoźny potwór i ogólnie wszyscy zawzięli się żeby zniszczyć moją marną egzystencję. Westchnęłam. Znajdowałam się w dzielnicy handlowej z każdej strony otaczały mnie sklepy odzieżowe. Spodobały mi się sportowe buty i męska bluza z kapturem. Zarumieniłam się, kiedy ekspedientka ze sklepu z bielizną uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. W życiu nie kupiłabym czegoś, co wyglądało jak odrobina ozdobnej koronki. 
 Nie mam wyjścia, muszę wrócić do domu. Nie wzięłam ze sobą żadnych pieniędzy a czułam już burczenie w brzuchu. 
***

 Na szczęście mama i jej ukochany są w pracy a Adam wybrał się do kolegi. Mając cały dom do swojej dyspozycji porozrzucałam po całym salonie swoje szkolne podręczniki. Ponieważ powoli zbliżał się już czerwiec, musiałam pozaliczać wszystkie zaległe sprawdziany i przygotować się do egzaminów kończących szkołę średnią. Przeraża mnie to, że już od jesieni będę studentką. Tylko spokojnie, nakazałam sobie. Spędziłam trzy godziny czytając gruby podręcznik od historii, podkreślając najważniejsze daty i wypisując kluczowe pojęcia. Wyjrzałam przez okno, żeby zobaczyć czy któryś z domowników nie wraca. Na szczęście, oprócz starszej pani mieszkającej naprzeciw nie dostrzegłam nikogo. Rozwiązałam cztery kartki zadań z matematyki i powtórzyłam angielski. Zaczęła mnie już boleć głowa, postanowiłam, że zrobię sobie coś do jedzenia. Na drewnianym stole dostrzegłam gazetę. Zerknęłam przelotnie na tytuł, który głosił "Plaga przestępstw. Policja bezradna?". Wyciągnęłam słoik dżemu i tosty.  Kiedy odkładałam talerz do zlewu usłyszałam głosy na podwórku:
- Kochanie, jak myślisz lepiej wybrać się na miesiąc miodowy do Paryża czy Rzymu? 
 Że co?! Dosłownie opadła mi szczęka. Trzasnęłam talerzem o kant zlewu i poraniłam się w palce. 
- A co z dzieciakami? - spytał John.
- Może zostaną u dziadków.. 
 Stanęłam dokładnie naprzeciw drzwi frontowych. Para zatrzymała się naprzeciwko mnie zszokowana. John, czterdziestoletni mężczyzna w okularach uśmiechał się do mojej matki. A ona jak zwykle, zobaczywszy mnie, wygięła usta w grymas rozdrażnienia.
- Podobno okrzyczałaś Adama? - spytała rozdrażniona.
 Coś we mnie pękło. Od kilku miesięcy nie rozmawiamy normalnie, kłócimy się, teraz dowiaduję się o wyjeździe do Europy a mama pyta mnie o brata?! Co, jestem już za stara żeby się mną interesowała?
- Wiesz co, mam to w dupie - warknęłam na co zszokowana uniosła brwi - wszystkich was mam w dupie. Żyjcie sobie szcześliwie, ale beze mnie! 
 Wbiegłam na górę po schodach. Zatrzasnęłam drzwi swojego pokoju i szybkim ruchem wyciągnęłam spod łóżka podróżną torbę.
- Naprawdę, nie wiem co w nią wstąpiło - tłumaczyła się wściekła Johnowi.
 Spakowałam ubrania, bieliznę, pieniądze i kosmetyczkę. Gdzieś tam był jeszcze mój paszport. Założyłam szarą bluzę, torbę zarzuciłam na ramię. Otworzyłam gwałtwonie drzwi, mama musiała odskoczyć żeby jej nie uderzyły. 
 Zbiegłam po schodach na dół.
- Dokąd się wybierasz?! Wracaj, Melanie! 
 John stanął w drzwiach z miną wyrażającą zatroskanie. Przynajmniej on myślał, że tak wygląda.
- Melka, posłuchaj mnie.. 
 Odepchnęłam go z całej siły i warknęłam:
- Nie mów tak do mnie.
 Trzasnęłam z całej siły frontowymi drzwiami. Było wietrzne popołudnie, na niebie dostrzegłam szare chmury. Pięknie, jeszcze tego brakuje, żeby zaczęło padać. Wiedziałam, że matka i jej narzeczony zaraz zaczną mnie szukać. W takim razie muszę zrobić wszystko żeby nie dało się mnie znaleźć. Skierowałam swoje kroki w kierunku dworca autobusowego.

***

Zapomniałam o jednym drobym szczególe. Do jakiego miasta mam wyjechać? Nie mam żadnych znajomych, rodzina od strony ojca mieszka w Irlandii. Niech to szlag. Mam pieniądze żeby zatrzymać się w hotelu, oszczędzałam przez ponad rok. Miała to być kwota na opłacenie czesnego za pierwszy semestr studiów, ale sytuacja się zmieniła. Dobrze, w takim razie zdam się na przypadek.
 Podeszłam do kasy biletowej, starsza kobieta w okularach zerknęła na mnie i spytała:
- Dokąd?
 Zerknęłam na rozpiskę autobusów. Najbiższy, za pięć minut odjeżdżał do Gotham. 
- Gotham City - wypaliłam kładąc pieniądze na ladę.
 Schowałam niewielki bilet do kieszeni i spytałam się niskiego mężczyzny, który autobus mam zająć. Wskazał na duży, niebieski w którym siedziała spora grupa osób. Potrąciłam kogoś walizką, przeprosiłam. Wtargałam jakoś mój bagaż i zajęłam miejse najbardziej oddalone od innych pasażerów.
 Kiedy kierowca włożył kluczyki do stacyjki odetchnęłam z ulgą. Uciekam i teraz już mnie nie znajdą. Wrócę kiedy będę chciała. Włączyłam mp3, rozsiadłam się wygodnie i uśmiechnęłam szeroko. Czeka mnie kilka godzin jazdy.


***

 Kiedy wysiadałam z pojazdu zaczynało się już ściemniać. Nigdy nie byłam w Gotham, więc nie miałam pojęcia dokąd się udać. Inni pasażerowie powsiadali się do taksówek a ja zostałam sama na pustym parkingu. Ignorowałam moją komórkę, która uparcie wibrowała. Wiem, że to mama ale nie zamierzałam odbierać. Mam już dziewiętnaście lat. Najrozsądniej będzie kupić plan miasta i dowiedzieć się gdzie znajduje się jakiś tani hotel.
 Ruszyłam w kierunku nieznanych, ciemnych budynków, czując chłodny wiatr na całym ciele. Zimniej tutaj niż u nas. Szłam szybko przez kilkanaście minut.
 Gdzie ja jestem? Stałam pomiędzy starymi kamienicami, nigdzie nie widziałam sklepów. Źródłem światła była stara latarnia stojąca kawałek dalej. Księżyc był już prawie w pełni a ja nadal nie wiedziałam dokąd mam się udać. 
 Poczułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami. Co ja najlepszego narobiłam? Jestem taka głupia, lekkomyślna. Na własne życzenie marnuje sobie życie. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Gdyby mój tata żył, nie pozwolił by mi na to. Ale nie żyje, pogódź się z tym.
- Hej, pomóc ci w czymś? - spytał wysoki mężczyzna.
 Wyszedł z pobliskiej kamienicy. Miał na sobie brudną koszulę i obcięte nożyczkami dżinsy. Nie wzbudził we mnie jakichś pozytywnych emocji ale nie mam wyjścia. Muszę poprosić go o pomoc.
- Szukam jakiegoś hotelu.. - zaczęłam.
- U mnie możesz zanocować za darmo - uśmiechnął się a ja odskoczyłam od niego ze wstrętem.
Odwróciłam się i chciałam jak najszybciej odejść ale mężczyzna złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Nie wiesz, że takie ładne dziewczynki powinny teraz grzecznie spać? - wysapał mi do ucha.
 Skrzywiłam się ze wstrętem. 
- Nie dotykaj mnie.. - wymamrotałam szarpiąc się.
 Nagle poczułam jak przez moje ciało przepływa przyjemne ciepło. Przestałam się bać, nieznajomy padł na ziemię. Trzymał się za ramiona i wrzeszczał:
- CO MI ZROBIŁAŚ, JĘDZO?! 
 Ja? Czy on oszalał?
- Płonę! Wyjmijcie moje ręce z ognia! - rzeczywiście na jego ramiona trawiły czerwone płomienie.
 Przerażona nie wiedziałam co robić. Otworzyłam torbę chcąc znaleźć butelkę wody ale nie mogłam jej znaleźć. Uspokój się, tylko tak możesz mu pomóc. Przestał krzyczeć. Ogień zniknął. Co do jasnej cholery...?
- Zostaw go - usłyszałam rozkaz i naprzeciwko mnie stanął wysoki, ubrany w ciemny kostium mężczyzna.
- Pomocy, to czarownica! - wrzasnął poparzony i uciekł.
 Przełknęłam nerwowo ślinę. Ręce nadal mi dygotały, musiałam wziąć głęboki oddech. Dostrzegłam jedynie usta nowego przybysza. Maska zasłaniała resztę twarzy. 
- Nie chciałam zrobić nic złego, przysięgam.. 
- Wiem. Chcę ci tylko pomóc.

2 komentarze:

  1. Batman!!!! :D :D :D Jestem wniebowzięta :D Rozdział bardzo fajny, ucieczka z domu, mój ulubiony wątek ;-) Nie mogę się doczekać nexta ;-)
    Pozdrawiam i spokojnego wieczoru :-)
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę musisz naprawdę lubić Batmana skoro nawet na swoim blogu wprowadziłaś tą postać :D

    OdpowiedzUsuń